Dygresja monetyzacyjno-konferencyjna, czyli zaproszenie do Kurozwęk
Polakom nieobca jest praktyka utożsamiania adresów z uprawianą pod owymi adresami działalnością. Każdy mniej więcej się orientuje, co wyprawia się na Wiejskiej albo na Woronicza i na pewno zrozumie tak zaadresowane aluzje. Stosowanie podobnych zamienników jest jednak szczególnie popularne na Wyspach Brytyjskich, gdzie powszechnie zrozumiałym jest, że gdy mowa o Whitehall, to chodzi o rząd i bezpośrednio z nim związane elementy służby cywilnej, w przypadku Fleet Street chodzi o prasę, a wspominając Saville Row i Jermyn Street mówimy o modzie męskiej. Niektóre zamienniki jednak zdążyły się już zdezaktualizować i wyjść z użycia. Ulica Mark Lane, o której wspomniałem w jednym z moich ostatnich tekstów, była od siedemnastego wieku głównym centrum londyńskiego handlu zbożem. Okres największej świetności tamtejsza giełda zbożowa przeżywała w drugiej połowie wieku dziewiętnastego i to wtedy adres kojarzył się jednoznacznie. Do końca lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku handel zbożem całkiem zniknął jednak z Mark Lane, trafiając pod jeden dach i szyld z resztą towarów masowych [1], na „bałtycką” giełdę towarową, to znaczy Baltic Exchange [2].
No właśnie, towary masowe. Mają one to do siebie, że są równowartościowo zamienne. Tona towaru to tona towaru; nieważne skąd przyjechała. Funkcjonują oczywiście różne klasy jakości i specyfikacje zbóż, a kupujących w zależności od zastosowania bardzo interesują konkretne parametry techniczne, które w praktyce dostosowuje się do potrzeb, mieszając substrat z różnych źródeł. O tym również nieco pisałem. Ogólnie rzecz biorąc, handel zbożem był i jest jednak masowy, a nazw odmian już raczej się przy nim nie wymienia. Chciałbym jednak zwrócić tu uwagę na rzecz niby do bólu oczywistą: choć towar na giełdach zbożowych zawsze przeznaczony był głównie do konsumpcji, to równie dobrze można nim było obsiać pole, jak uczynił z próbką gdańskiego zboża David Fife, o którym również pisałem we wcześniejszym tekście.
Fakt, że produkt konsumencki i materiał siewny to w przypadku zbóż jedno i to samo, znacząco komplikuje problem uszlachetniania odmian, a w zasadzie – że tak to nowocześnie ujmę – problem monetyzacji tegoż uszlachetniania. Jak w takich warunkach uzasadnić koszty programu hodowlanego? Jak chronić „tajemnicę handlową” czy „własność intelektualną” związaną z produktem? Każdy z naszych klientów – w toku normalnej działalności, nie jakiegoś piractwa! – namnoży w jeden sezon tyle zboża, że nie będziemy mu już do niczego potrzebni. W dodatku celem tej normalnej działalności jest masowa sprzedaż produktu, czyli „naszego” materiału siewnego! Nawet jeśli po naszej stronie staną prawodawcy, gotowi zakazać używania „pirackiego” materiału siewnego, udowodnienie takiego procederu byłoby bardzo trudne bez nowoczesnej genetyki i metod biologii molekularnej powstałych dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku. To nie przypadek, że w tym samym okresie zaczęły powstawać odpowiednie ramy prawne związane z „własnością intelektualną” hodowców.
Pewniejsze niż samo prawo metody uzależnienia rolników od rokrocznych zakupów nowego materiału siewnego opierają się na efekcie heterozji i tak zwanych hybrydach F1, które z powodzeniem udało się rozpowszechnić u wielu zbóż, w szczególności u kukurydzy. Jednak u najszerzej uprawianego wśród wszystkich gatunków roślin uprawnych, czyli u pszenicy, o której ostatnio sporo pisałem, jeszcze się to nie udało, mimo wielu prób. Spotkałem się nawet z nazywaniem tego „świętym Graalem” dziedziny. O tych procesach, sukcesach i porażkach opowiem szczegółowo innym razem, być może już za miesiąc.
Poprzednie akapity to specyfika zbożowa, którą przestawiam jako ciekawą kontynuację moich ostatnich tekstów. Nie jestem jednak zasadniczo ekspertem od zbóż, a analogiczna problematyka często wygląda u innych roślin uprawnych inaczej, choć z reguły równie ciekawie. U wielu z nich plon i materiał siewny nie są wcale tożsame, przez co łatwo rozdzielić ich produkcję. Na przykład marchew, kapusta, burak, czy pasternak to rośliny dwuroczne, które w pierwszym roku magazynują zasoby, a dopiero w drugim wytwarzają kwiaty i nasiona. Rolnik zbierze swój plon po pierwszym sezonie, więc nie będzie miał własnych nasion. Będzie musiał kupić je od producenta materiału siewnego, zbierającego swój plon w cyklu dwurocznym. Przy czym i tu nie brakuje ciekawych problemów. Na przykład pasternak charakteryzuje się długim okresem kwitnienia, tworząc kwiaty sukcesywnie, „po trochu”. U rośliny ozdobnej byłby to atut, ale dla producenta materiału siewnego to już poważny problem, utrudniający zebranie nasion, które siłą rzeczy również powstają „po trochu”. Prowadzi to do sporych strat, przez co nie brakuje zainteresowania badaniem genetycznych podstaw tego problemu, oraz (co w praktyce ważniejsze) pieniędzy na takie badania. Mimo że problem ten nie ma żadnego (bezpośredniego) znaczenia ani dla rolnika, ani dla konsumenta!
Innym roślinom uprawnym, na przykład ziemniakom i pomidorom, nie brakuje bliskich, nieudomowionych krewnych. Bliskich na tyle, że przy użyciu odpowiednich metod da się je krzyżować i wprowadzać do rośliny uprawnej geny dzikiego krewnego. Najczęściej mówi sie tu o „hybrydyzacji introgresywnej” i chodzić może na przykład o wprowadzenie do uprawianych w polu pomidorów genów odporności na suszę wypatrzonych u rosnącego na pustyni krewnego, o czym już kiedyś pisałem. Oczywiście najpierw ktoś musi wyruszyć do (na przykład) Ameryki Południowej i znaleźć te rośliny, których cechy i genomy trzeba następnie odpowiednio scharakteryzować, w poszukiwaniu pożądanych genów. O tym również już pisałem, w tekście o pomidorze Tadeusza Chmielewskiego.
Ogólnie też rośliny uprawiane i sprzedawane na mniej masową skalę niż zboża korzystają na wyższych marżach, które uzasadniają koszty dość wyrafinowanych operacji, jak ręczne szczepienie (trudno wyobrazić sobie szczepienie pszenicy!), umożliwiające jednoczesne wykorzystanie dwóch różnych genetycznie roślin – podkładki, tworzącej układ korzeniowy i zrazu, tworzącego resztę rośliny i plon. Polecam tu mój poprzedni tekst, w którym było trochę na ten temat.
Proszę Państwa – powyższa notka ma charakter zajawki i pewnego szkicu tematu, który mam nadzieję przedstawić w Kurozwękach. Zahacza przy okazji o szereg innych tekstów, by pokazać, jak wszystko to spina się w całość. Tytuł mojego wykładu to „Kto, jak i po co zarządza zasobami genomicznymi roślin uprawnych”, ale nie planuję mówić za dużo o polityce czy ekonomii, o których ostatecznie wiem niewiele. Jako bioinformatyk znam tę problematykę bardziej z perspektywy akademickiego „podwykonawcy”, to znaczy zajmuję się metodami zbierania, organizowania i analizy danych genomicznych. Mówiąc prościej: o ile powyższy tekst skupia się głównie na szkicu problemów, o tyle ja zajmuję się dostarczaniem rozwiązań. Sądzę, że zestawienie obu stron tego medalu wyjdzie ciekawie. Zwłaszcza że jest on z reguły w całości ukryty przed przeciętnym zjadaczem chleba, do którego trafia jedynie produkt końcowy niesłychanie złożonego łańcucha zależności.
Na X konferencję Latającego Uniwersytetu Leszczynowego w Kurozwękach można zapisać się do soboty 14.09, czyli zostały tylko dwa dni. Serdecznie zapraszam do zapisów:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-x-konferencji-latajacego-uniwersytetu-leszczynowego/
https://szkolanawigatorow.pl/lul
[1] Wydaje mi się, że „towar/ładunek masowy” to raczej termin z dziedziny logistyki i odpowiednik angielskiego „bulk cargo”, a mi bardziej chodzi o ekonomiczny termin „commodity”, w znaczeniu towaru o charakterze zamiennym, w którego obrocie producent nie ma znaczenia. Ciekawe, że funkcjonuje w języku polskim „komodyfikacja”, ale zgrabny odpowiednik tak rozumianego „commodity” już nie. Na szczęście zboże to tak „bulk cargo”, jak i „commodity”.
[2] Giełda towarowa Baltic Exchange miała wówczas siedzibę na St Mary Axe, która doznała poważnych uszkodzeń w zamachu IRA z roku 1992. Budynek wyburzono, a dziś stoi tam tak zwany „Ogórek”. Tyle na dziś z moich wtrąceń krajoznawczych!
tagi: konferencja lul pszenica kurozwęki pomidor genomika pasternak
![]() |
tomasz-kurowski |
12 września 2024 20:27 |
Komentarze:
![]() |
MarekBielany @tomasz-kurowski |
12 września 2024 21:08 |
... tak zwanych hybrydach F1.
F1 czy to jakiś wytrych ?
Z ostatnich dwu lat dobrze wspominam kapustę F1, jako konsument.
![]() |
Andrzej-z-Gdanska @tomasz-kurowski |
13 września 2024 09:33 |
Temat zapowiada się bardzo ciekawie, wręcz sensacyjnie i mam nadzieję, że tak będzie.
Mam inne, niekoniecznie właściwe, skojarzenie z siedzibą rządu. Mnie bardziej kojarzy się z Downing Street 10. Może dlatego, że byłem tam i bardzo mnie zdziwiło, że do siedziby rządu wchodzi się przez takie małe drzwi. W końcu bądź co bądź rządu imperium, może byłego, ale jednak. Zdaje się, że duży wpływ ma nadal tradycja.
Mam też związane z tym pytanie. Kupiłem w Klinice Języka książkę "Tajemnice szpiegostwa angielskiego" autorstwa Roberta Boucarda, wydaną w 1929 roku, a tam jest napisane, cytuję ze str. 25:
Siedziba potężnej organizacji, jaką jest "Intelligence Service", mieści się w samym sercu Londynu przy Downing Street 10.
Trochę mnie to zdziwiło, że w tym miejscu, tym bardziej, że nie znalazłem potwierdzenia tego faktu w internecie. Inne firmy "M" coś tam, nie kryją się do dziś ze swoimi adresami.
Może źle szukam?
![]() |
szarakomorka @tomasz-kurowski |
13 września 2024 09:57 |
„Kto, jak i po co zarządza zasobami genomicznymi roślin uprawnych”
A z polskiego podwórka - z programu Nisztora w Republice dowiadujemy się o zarażeniu ziemniaka w instytucie w Boninie, ale jakoś cicho o tym w pozostałych mediach.
Polska byla postrzegana jako kraj ziemniaka, czyżby ktoś chcial wykopsać nas z rynku i "na zapas" zdyscyplinować?
Przypomina się klęska głodu w Irlandii z połowy XIX wieku, czyżby znowu imperium maczało w tym palce? ( wokół mamy przyjaciół aż trudno się ich doliczyć).
Straszą nas wojną a ona trwa przecież cały czas.
![]() |
tomasz-kurowski @MarekBielany 12 września 2024 21:08 |
13 września 2024 09:57 |
Litera "F" od słowa "filial", a po szczegóły zapraszam na razie na konferencję :)
![]() |
tomasz-kurowski @szarakomorka 13 września 2024 09:57 |
13 września 2024 14:30 |
Napiszę ponownie z perspektywy monetyzacji materiału siewnego. Tak naprawdę najważniejsza u roślin uprawnych jest odporność na zagrożenia. Rolnik może przeboleć użycie odmiany o parę procent mniej wydajnej. Ale na pewno kupi odmianę odporną na chorobę, która pokazała już, że może totalnie zniszczyć uprawy na dużym terytorium. Pisałem o czymś podobnym w tekście o berberysie i rdzy.
![]() |
tomasz-kurowski @Andrzej-z-Gdanska 13 września 2024 09:33 |
13 września 2024 14:36 |
10 Downing Street to zasadniczo siedziba samego premiera, ale na pewno miał i ma on przy sobie odpowiednią reprezentację służb. To duży budynek i jest tam ponoć jakaś setka pomieszczeń, więc jest gdzie się zadomowić. MI5 i MI6 mają osobne wielkie budynki, ale nie wiem jak było w latach dwudziestych.
Co do nazewniczego rozróżnienia, ulica Whitehall to główna arteria tej „dzielnicy rządowej”, przy której odnogach (m.in. Downing Street) mieszczą się co ważniejsze ministerstwa. W kontekście językowych zamienników „10 Downing Street” albo „Number 10” to premier, a „Whitehall” to szerzej rząd i jego instytucje, bardziej ze wskazaniem na służbę cywilną i urzędników, niż na polityków. Premierzy i ministrowie są efemeryczni, nie to, co sekretarze :)
![]() |
jan-niezbendny @tomasz-kurowski 13 września 2024 14:36 |
13 września 2024 15:18 |
Jeśli wierzyć źródłom zbliżonym do kół, to SIS/MI6 nigdy nie miała biura na Downing Street 10.
Albo Monsieur Boucard miał wiedzę, jaką Secret Intelligence Service utrzymała w sekrecie przed resztą świata, albo, jak to Francuz, ulokował akcję pod pierwszym lepszym rządowym adresem w Londynie, jaki przyszedł mu do głowy. Gdyby mnie ktoś o taki adres znienacka zapytał, podałbym właśnie ten. ;)
![]() |
MarekBielany @tomasz-kurowski 13 września 2024 09:57 |
13 września 2024 23:04 |
Jestem trochę zaskoczony.
Z tym filial'em first pierwszy raz spotkałem się na bazarze przy ulicy Wolumen.
:)