-

tomasz-kurowski : człowiek od genomów ([email protected])

Żargony i języki

W komentarzu pod moim poprzednim tekstem pojawiło się pytanie o odróżnianie produkcji od hodowli. To wprawdzie rozróżnienie pełne głębokich znaczeń*, ale jako osoba z natury powierzchowna wolałem zwrócić uwagę na prozaiczną, choć sprawiającą mi często wielką trudność, kwestię żargonu, którą rozwinę tu w nieco innym kierunku. Dziękuję przy tym MarkowiBielany za swoiste rebusy i pretekst do wyjaśnienia, co mną kierowało przy pisaniu ostatnich paru notek.

Jestem bioinformatykiem, to znaczy zajmuję się metodami informatycznymi w dziedzinie nauk biologicznych. To wyjątkowo obszerne pole do badań; od medycyny, przez inżynierię środowiskową, po produkcję żywności – jest co badać. Laureat nagrody Turinga i „ojciec analizy algorytmów” Donald Knuth stwierdził kiedyś, że mniej jest pewny dalszego rozwoju informatyki, niż biologii, bo przed tą ostatnią stoi spokojnie pięćset lat ciekawych problemów.

Oczywiście pojedynczy badacz skupić się może tylko na drobnym wycinku tych „pięciuset lat”, ale od strony metod nie brakuje tym wszystkim problemom badawczym wspólnych mianowników. Dla przykładu: biologa medycznego badającego etiologię schorzenia, gleboznawcę badającego mikrobiom gleby, czy genetyka roślin badającego ukorzenienie krzewu interesują zupełnie różne sprawy, ale każdemu z nich przydadzą się sekwencje nukleotydów związane z obiektami ich badań. Sekwencje te zebrane zaś będą zazwyczaj za pomocą podobnych (albo i tych samych) urządzeń i analizowane będą podobnymi (albo i tymi samymi) programami. Te ostatnie są zaś obiektem zainteresowania bioinformatyka, który – pośrednio – ma przez to okazję zetknąć się z bardzo szerokim wachlarzem problemów biologicznych. Od strony dostępu do ciekawostek, którymi można się podzielić, w mowie czy piśmie, na przykład w formie notki na Szkole Nawigatorów, to oczywiście świetnie.

Naturalnie podobieństwo metod to tylko jedna strona medalu, bo z drugiej podejścia i język różnią się znacznie, co łatwo daje się obserwować z pozycji stojącego na obrzeżach kilku dziedzin bioinformatyka. Przez „język” mam oczywiście na myśli dziedzinowy żargon. Zabawny i sporo mówiący o danych dziedzinach przykład: genetyk zajmujący się roślinami, mając na myśli możliwość wywołania przez jakiś wariant genetyczny pewnego efektu, użyłby słowa „potencjał”. Za to genetyk zajmujący się ludźmi użyłby raczej słowa „ryzyko”! Z różnicami w podejściach też bywa zabawnie. Kolega zajmujący się dotychczas głównie genetyką ludzką pojawił się kiedyś na seminarium grupy zajmującej się roślinami i ze zdumieniem wysłuchiwał ich – skądinąd bardzo konwencjonalnego – podejścia do identyfikacji interesujących ich genów.: ot, skrzyżujemy dwoje osobników, zrobi się populację kilkuset potomków, potem każdego z nich skrzyżuje się z jednym z rodziców, tak przez pięć-sześć pokoleń… Pod koniec kolega tylko śmiał się i komentował: „z ludźmi tak nie robimy”!

Siłą rzeczy mam już jako taką wprawę w żargonowej adaptacji i przygotowywaniu sobie mentalnych słowniczków, pozwalających mi na w miarę swobodną komunikację z reprezentantami różnych dziedzin, którym zdarza się potrzebować bioinformatyka. Sądzę jednak, że to tłumaczenie między żargonami bywa często dużo łatwiejsze, niż tłumaczenie między prawdziwymi językami. Nie mi jednemu sprawia to kłopoty. W wydanej przez Klinikę Języka autobiografii Ignacego Mościckiego wyczytałem jego opis podobnych trudności, które uwierały go przeniesieniu się w 1912 roku ze Szwajcarii do Lwowa, gdzie objął katedrę elektrochemii technicznej i chemii fizycznej na tamtejszej politechnice:

Przebywając przez 20 lat poza granicami kraju, a przed tym studiując w Rydze 5 lat w języku obcym, nie tylko nie znałem polskiej terminologii, ale miałem nawet przy wykładach trudności z wysławianiem się naukowym w moim rodowitym języku. Zmuszało mnie to zrazu do uciążliwego pisania sobie wykładów, by je następnie odczytywać w audytorium, odrywałem się od tekstu pisanego tylko przy rysunkach i wywodach matematycznych na tablicy.

Nie chcę się porównywać z prezydentem Mościckim, bo to zupełnie inna liga; nie mam też w odróżnieniu od niego żadnego istotnego zawodowo powodu, by mówić o swojej pracy po polsku, bo dotychczas pracę badawczą prowadzę w Wielkiej Brytanii i nie zapowiada się na rychłą zmianę. Jednak nawet w czysto towarzyskiej rozmowie z rodakiem dobrze byłoby być w stanie powiedzieć coś o swojej pracy bez potykania się o brak znajomości terminologii w dziedzinie, w której podobno jest się ekspertem! Sprawia mi to spore trudności.

Przed wejściem w życie Brexitu miewaliśmy tu studentów z Polski, studiujących w ramach sponsorowanych przez Unię Europejską programów międzyuczelnianych. Pisali swoje prace magisterskie po angielsku, ale musieli przygotować również abstrakt w języku polskim. Niektórzy z nich przychodzili do mnie (jako Polaka) z prośbą o pomoc w pisaniu tych abstraktów. Pomagałem chętnie, ale bywało to sporym wyzwaniem. Terminologia była często na tyle świeża, że próżno szukać słowników czy podręczników ją zawierających. Najlepszym podejściem okazywało się z reguły szukanie poruszających podobne tematy artykułów polskich naukowców, publikowanych po angielsku, ale często posiadających dwujęzyczny abstrakt, choćby z jakiejś polskiej konferencji, gdzie prezentowano te same wyniki. Przy czym wypadało znaleźć po kilka takich artykułów dla każdego terminu, żeby upewnić się, że ten sam odpowiednik stosowany jest konsekwentnie i reprezentuje jakiś językowy konsensus wśród polskich naukowców. W ostateczności pozostawało użycie terminologii w brzmieniu angielskim (co zresztą czyniono czasem i w poważnych polskich abstraktach), co nie podobało mi się specjalnie, ale było w takiej sytuacji lepsze niż jakaś twórczość własna. Sporo się przy tym uczyłem, ale obecnie kurek z polskimi (i szerzej: europejskimi) studentami jest mocno przykręcony.

Postaram się więc pisać jeszcze trochę na ciekawe tematy bliższe mi zawodowo, głównie dla wprawy w ścisłym (w miarę) wyrażaniu się w języku ojczystym – w formie pisemnej, bo łatwiej doczytać i sprawdzić. Parę ostatnich tekstów sporo mnie nauczyło. Na takie „fałszowanie żywności” sam bym nie wpadł; przy czym mówiąc (po angielsku) o „food adulteration”, określiłbym niepożądany składnik słowem „adulterant”, a po polsku… wciąż nie mam pojęcia. Jeszcze sporo nauki przede mną. Mościcki konkluduje akapit, który powyżej cytowałem, słowami: „Ze zwalczaniem tych trudności czyniłem szybkie postępy.” Czego i sobie życzę.

 

 

* Są też rozróżnienia i znaczenia dość płytkie. Tak ściśle, to produkcja ma się nijak do hodowli, bo w hodowli chodzi o rozmnażanie tudzież uszlachetnianie, a znaczeniowym odpowiednikiem produkcji jest raczej uprawa (lub, dla zwierząt, chów). Brnąc jeszcze dalej w jakąś ścisłość i biorąc za przykład pszenicę, to byłoby jakoś tak: hodujemy odmianę pszenicy, uprawiamy pszenicę (roślinę), a pszenicę (ziarno) produkujemy. Tylko nie o to raczej chodziło pytającemu.



tagi: język angielski  jezyk polski  ignacy mościcki  genetyka  bioinformatyka  żargon 

tomasz-kurowski
30 września 2023 06:00
14     948    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stachu @tomasz-kurowski
30 września 2023 10:53

Kilkadziesiąt lat temu brałem udział w kursie dla hodowców zwierząt futerkowych. Organizator zaprosił profesora od genetyki, nazwiska nie pamiętam. Z tego kursu, oprócz jakiś pokazów związanych z hodowlą, zapamiętałem tylko fragment wykładu genetyka. Opowiadał o badaniu zmienności w populacji bakterii przez kilkadziesiąt tysiecy pokoleń, a o informatyce zupełnie nic nie mówił.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @tomasz-kurowski
30 września 2023 11:36

Bo język angielski to istna kopalnia neologizmów. Zbitka dwóch wyrazów i sprawa załatwiona. A Polak się męczy, kombinując jak ro przełiżyć na polsku, aby było zrozumiałe i oddawało istotę. 

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @stachu 30 września 2023 10:53
30 września 2023 13:31

Ja też mówię mało, bo z doświadczenia wiem, że typowy rozmówca z przyjemnością może zamienić parę słów o pomidorach, ale na pierwsze wspomnienie o grafach de Bruijna zaczyna szukać drogi ucieczki :)

Chociaż ostatnio taka sztuczna inteligencja to temat medialny, więc choćby delikatne o nią zahaczenie potrafi wywołać dyskusję, jak zobaczyłem przy wąchaniu mięsa.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @OjciecDyrektor 30 września 2023 11:36
30 września 2023 13:37

Myślę, że i po polsku często nie jest to takie trudne, ale szczególnie w dziedzinach ścisłych dobrze jest powstrzymać się od zbytniej kreatywności w tym kombinowaniu, bo często ważniejsze jest, by było jasne, że mowa o tym samym (kiedy faktycznie tak jest). Nawet dobre przekłady potrafią nieco różnić się znaczeniowo i ciężko wtedy coś tłumaczyć jeden-do-jednego, zachowując ścisłość. Trzeba mieć podwójne szczęście, żeby pierwsza osoba używająca terminu przełożyła go zgrabnie, a potem, żeby reszta środowiska z konsekwencją trzymała się tego przekładu.

Chemicy jak Mościcki chyba w ogóle mają ciężej, bo polskie nazewnictwo chemiczne różni się mocno od wielu zagranicznych już na poziomie samych pierwiastków. Chociaż niemieckie w sumie też, a Niemcy są / byli chemiczną potęgą...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @tomasz-kurowski
30 września 2023 17:48

Piękny artykuł i komentarze. Na przykład: ... dobrze jest powstrzymać się od zbytniej kreatywności w tym kombinowaniu ...

 

[...]

 

P.S.

autocenzura

:)

 

 

zaloguj się by móc komentować


sannis @tomasz-kurowski 30 września 2023 13:37
1 października 2023 09:32

Dziś to nawet jest łatwiej, bo w rachubę wchodzi właściwie tylko przełożenie z angielskiego a jeszcze w XXw mieliśmy problem czy klasycznie z łaciny, z angielskiego, czy z francuskiego, jak z tym sztampowym komputerem/liczakiem...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @sannis 1 października 2023 09:32
1 października 2023 22:01

I tak i nie.

To może nie dzieje się dziś, ale wczoraj jak technologie przepływały po świecie. W tę i nazad.

Coś z greki: gramatyka.

:)

 

zaloguj się by móc komentować


tomasz-kurowski @MarekBielany 1 października 2023 22:44
3 października 2023 06:37

Odpisałem, przepraszam za opóźnienie.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @tomasz-kurowski
3 października 2023 06:41

Jeszcze krążące w internecie zdjęcie, które kojarzy mi się z "fałszowaniem żywności":

Tu akurat chyba o to danie chodzi: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fa%C5%82szywa_ryba

zaloguj się by móc komentować

klon @tomasz-kurowski 3 października 2023 06:41
3 października 2023 06:49

Dzięki zdjęciu chyba wiem jakie są początki słowa: przekąski.

Czy mam rację trzeba spytać Borysia. 

zaloguj się by móc komentować

ArGut @tomasz-kurowski 3 października 2023 06:41
3 października 2023 07:08

Ale te ryby fałszywe to musi być super danie. Jedyne skojarzenie, jakie przychodzi mnie teraz do głowy, analogiczne z dziś dostępnym jedzeniem, to hiszpańska paella.

Każdy paelle robi po swojemu, każda smakuje inaczej, ale CI CO WIEDZĄ, TO POWIEDZĄ, że ta a ta jest prawdziwa, a tamta to podróba.

Proszę też spojrzeć do poczty wewnętrznej.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @ArGut 3 października 2023 07:08
3 października 2023 07:17

Dziękuję za wskazówkę, link naprawiony.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować