-

tomasz-kurowski : człowiek od genomów ([email protected])

Granice w Europie i na Bliskim Wschodzie - Polska, część druga

Sir Thomas H. Holdich, Granice w Europie i na Bliskim Wschodzie - Polska, część druga (i ostatnia)

(link do części pierwszej)

Polska, otoczona z trzech stron przez niemieckie mocarstwa, a z czwartej przez Rosję, nigdy sama nie miała dobrych granic, ale z pewnością przyczyniła się do ochrony rosyjskiego pogranicza i powinno być jasne na podstawie tego pobieżnego opisu ukształtowania geograficznego Polski oraz głównych cech tego kraju, że nigdzie, poza południem, nie posiada on cech geograficznych, które mogłyby pomóc w utrzymaniu prawdziwie silnej granicy obronnej.

Nie ma w takim ich zastosowaniu wiele pożytku z rzek i mokradeł, a jednak wszędzie widzimy rzeki zmuszone służyć jako polskie granice i praktyczny brak obronnego pogranicza w ogóle. Tak więc na północy, granicy zdominowanej przez Prusy Wschodnie, przez trzydzieści mil granicę stanowi rzeka Drwęca. Przez kolejne dwadzieścia pięć mil, aż po Wkrę [1], granica ta biegnie nieregularnie, po czym przez następne dwadzieścia mil podąża wzdłuż rzeki do Soldau [2], gdzie ponownie opuszcza rzekę by biegnąć niezrozumiałym torem (być może podyktowanym przez mokradła) równolegle do niej aż do źródeł płynącego na południe Orzyca [3]. Szeroką trasą na przełaj, przecinającą przez czterdzieści-pięć do pięćdziesięciu mil wiele źródeł rzecznych, dociera do Narwi. Tu przez piętnaście mil towarzyszy spokojnemu prądowi, po czym odbija na przełaj aż po jezioro leżące na wschód od Ełku. Na północ od tej części granic znajduje się wielki podmokły region, na którym Rosjan spotkała katastrofa pod Tannenbergiem; na południe rozciąga się otwarta równina sięgająca rzeki Bug i Wisły. Granica taka jak ta nie oferuje żadnych możliwości powstrzymywania agresji i staje się jedynie lokalnym kolorytem. Przecinają ją dwie główne trasy na południe, jedna biegnąca do Mławy, a druga wzdłuż doliny Ełku.

Można powiedzieć, że zachodnia granica Polski jest rzeką na całej długości, bowiem niemal w całości określa ją Prosna wraz z dopływami. Sprawiła niewiele więcej trudności niemieckiemu najeźdźcy niż granica północna, choć najazd był oczywiście w dużej mierze wsparty godnym podziwu systemem biegnących poprzecznie linii kolejowych, ze stacjami końcowymi w co najmniej siedmiu punktach zwróconych w kierunku polskiej granicy. Jakkolwiek wspaniałą była wojskowa wizja niemieckiej strategii, która powiodła do Warszawy, trzeba przyznać, że bardzo pomogło jej ukształtowanie geograficzne polskich granic tak na północy jak i na zachodzie. Dowiodły one (jakoby brakowało dowodów), że rzeki (nawet tak potężne jak Dunaj) nie stanowią żadnej obrony przez agresją.

Południowa granica Polski oferuje więcej możliwości opóźniania natarcia wojskowego niż północna czy zachodnia. Jej zachodni odcinek, mający na celu odcięcie od Polski jej dawnej stolicy, Krakowa, jest nieregularny i słaby gdzie podąża wzdłuż nieistotnego dopływu Prosny, ale linia Wisły (która jest tu głęboka i przebiega skalistym płaskowyżem) stanowi pewien wyjątek od ogólnej nieskuteczności polskich granic rzecznych, a wsparta Sanem mogłaby być naprawdę użyteczną. Na wschód od Sanu nieregularność linii granicznej sugeruje, że oparto ją na skalistych występach i niewielkich wzniesieniach wyznaczających północny kraj galicyjskiego płaskowyżu. Jakkolwiek słaby jest taki kształt, pozostaje lepszy od płaskiego koryta rzeki. Tą słabość galicyjskiego pogranicza, stanowiącego przedłużenie tych południowych granic na wschód od Polski, świetnie ukazały wydarzenia obecnej wojny. Austria odkryła własnym kosztem, że aneksja Galicji jako kolonii korony [4] poza obronną linią Karpat poważnie osłabi jej granice i zdolność do oporu wobec tak potężnego wroga jak Rosja. Gdy we wczesnej fazie wojny utracono Galicję, potrzeba było wszelkich sił niemieckich posiłków by przywrócić równowagę (ogromnym kosztem) na korzyść państw centralnych. W mocnym kontraście ze słabością rzecznych granic Polski i Galicji wyróżnia się naznaczona bojem ściana Karpat. Żadnego pasma górskiego w historii nie powołano do wywarcia donioślejszego wpływu na kolejne etapy olbrzymiego konfliktu zbrojnego niż ten wywarty przez Karpaty i Alpy Transylwańskie; a przecież nie należą one wcale do najwyższych.

Wschodnia granica Polski, będąca jedynie nominalnym podziałem terytorialnym, nie wymaga szczególnego opisu. Płaskie i otwarte rzeki stanowiące tę linię – Niemen ze swym dopływem, górną Narew i Bug – wielokrotnie przekraczały wrogie armie. Linia rosyjskich twierdz rozciągająca się od Kowna na północy po Brześć Litewski na Bugu tworzy zachodnie pogranicze obronne Rosji, górujące nad wschodnią granicą Polski.

Przy takim zestawie słabych granic rzecznych i otwartego pogranicza Polska nie tylko nie była w stanie utrzymać w przeszłości swej niepodległości na wzór innych małych krajów o lepszych warunkach geograficznych (na przykład Szwajcarii), ale cierpiała też na nieuniknioną konsekwencję takiej słabości w postaci stopniowego, pokojowego wdzierania się w jej terytoria sąsiadów z każdej ze stron. Zwolennicy granic rzecznych widzą w tym procesie etnograficznego domieszkowania zalążek powszechnego mieszania narodów, w którym mniejsze ludy zostaną pochłonięte przez większe i wykształci się proces asymilacyjny, który połączy różne wspólnoty w jedno powszechne bractwo o wspólnych ideałach i aspiracjach. Taki rezultat, jakkolwiek pożądany, nie leży w dostępnym zakresie czasowym w tej epoce konkurencji i ekspansji narodowej, prowadzącej do tak niezwykłego mieszania się ras na międzynarodowych pograniczach. Nie ma co się dziwić, że Polskę przenikają z zachodu i (w znacznie mniejszym stopniu) północy niemieccy imigranci, a Litwini i Rusini od wschodu, ale wielce komplikuje to problem nowej – niepodległej i samorządnej – Polski.

Nie podlega dyskusji, że zarówno Rosja jak i Niemcy pragną uczynić z Polski niezależny i chroniony obszar buforowy pomiędzy nimi. Obie strony przedstawiły takie propozycje. Niemcy, jak zwykle, pierwsze wyszły w pole z rzeczywistymi szczegółami administracji obliczonymi na pozyskanie polskiego poparcia, podczas gdy Rosja wysuwa bardziej kompleksowe obietnice, mocniej nakierowane na ustanowienie w przyszłości polskiej autonomii. Obie strony pragną buforu, ale kwestia jego niezależności wzbudza wątpliwości. Trudno jednak wątpić, że wraz z końcem wojny Polska powróci jako podlegające protekcji (jeśli nie niepodległe) państwo, a kwestią dyskusyjną pozostaje czy gwarantem tej protekcji będą Niemcy czy Rosja. Wątpię by w którymkolwiek przypadku nastąpiło jakieś większe przesunięcie granic na wschodzie lub zachodzie.

Polacy skupieni są głównie w Polsce właściwej dorzecza Wisły od Karpat po Bałtyk. Stanowią tam znaczną większość (około 65 procent) populacji. Od zarania dziejów słowiańscy Polacy, zmieszani z Litwinami, zamieszkiwali równiny Wisły i Warty. Współczesny typ znajdujemy w środkowych dolinach Wisły i Prowincji Poznańskiej [5]. Na północnym-wschodzie znajdujemy Litwinów, a na południowym-wschodzie niewielką domieszkę rosyjską.

Polacy twardo opierali się w przeszłości dominacji rosyjskiej, ale obecnie nic nie wskazuje, by woleli niemiecką. Przed wojną główną kwestią zajmującą naród jako całość było ustanowienie państwa polskiego wobec zagrożenia ze strony caratu. Piątego listopada 1916 roku, po długich wahaniach, Austria i Niemcy ogłosiły jako pierwsze niepodległość Polski. W następstwie rewolucji rosyjskiej, Rząd Tymczasowy Rosji również ogłosił powstanie niepodległego państwa polskiego. Narodowo demokratyczny [6] element w Polsce poparł powszechne wezwanie do natychmiastowej niepodległości, dodając jednak postulat za ścisłą neutralnością w obecnej wojnie i za pokojem w ogóle. Sądzę jednak, że Polska Socjaldemokracja [7] rozumie teraz (słowami polskiego socjalisty [8]), że „prawdziwa niepodległość narodowa może nastąpić tylko przez wspólną walkę wszystkich ludów Europy o ostateczne wyzwolenie, tak polityczne jak i gospodarcze” oraz że, podobnie jak Rosja, Polska liczy na socjaldemokrację całej Europy we wspólnej walce o zniesienie pierwotnych przyczyn imperializmu; zdaje sobie bowiem sprawę, że przed osiągnięciem tego celu, ani Polska ani jakiekolwiek inne małe królestwo nie może uzyskać prawdziwej niepodległości.

Jak tymczasem Polska zapatruje się na stanowisko Niemiec w swych Radach Stanu? Polska Tymczasowa Rada Stanu, która miała mieć realny udział w rządach, domaga się wypełnienia przez państwa centralne obietnic z piątego listopada 1916 roku. Ale Niemcy, jak można by się spodziewać, wykazują bardzo dużą niechęć do przekazania jakiejkolwiek części administracji w ręce Polaków. Co więcej, poddali kraj temu, co politycznie określa się mianem „wyzysku gospodarczego”, a co być może lepiej nazwać otwartym rabunkiem, a także przyjęli agresywną postawę, niewątpliwie spotęgowaną przez rewolucję rosyjską. Niemniej, po niezliczonych przetasowaniach i opóźnieniach, polska Rada Stanu zdołała sformułować pewne propozycje i zdecydowanie zgodziła się na powołanie armii polskiej, utrzymując, że armia ta powinna podlegać w pełni władzom polskim. W związku z trudnościami, które pojawiły się w związku z charakterem składanej przysięgi, wydano czternastego lipca oświadczenie, według którego Rada Stanu objęła najwyższą narodową zwierzchność nad armią polską [9]. Oświadcza ona również, że uważają szybki pokój za korzystny dla Polski oraz wreszcie obstają za teorią polskiej neutralności – z czego wszystko zależy obecnie od zgody Niemiec.

Są jednak w obrębie quasi-politycznych granic Polski miliony osób niebędących Polakami, których stosunek wobec odbudowy władz państwowych z pewnością będzie wymagał rozważenia. Na przykład Żydzi (których jest może milion i ćwierć) są szczerze mówiąc proniemieccy i można by zrównoważyć wyraz ich woli milionem imigrantów z Wielko- i Małorosji; jednak jest jakiś milion imigrantów niemieckich, którzy osiedlili się na szerokości dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu mil od zachodniej granicy, i którzy dominują nad interesami przemysłowymi kraju z tego niemieckiego Birmingham [10], Łodzi, którzy wraz z Żydami stworzą mocną frakcję antyrosyjską, oraz którzy, jeśli poprą armię polską, niewątpliwie będą domagać się jej wykorzystania w interesie Niemiec. Cały ten konflikt interesów ogromnie komplikuje kwestię tego, jakiej części Europy przyjdzie w chwili zakończenia wojny zostać przyszłą Polską.

Wzajemne pragnienie Niemiec i Rosji, aby mieć między sobą skuteczną barierę w postaci terytorium buforowego, w obliczu układu geograficznego uniemożliwiającego istnienie naturalnej ściany granicznej, łatwo wyjaśnić jeśli rozpatrzymy jak w perspektywie rozkładać będą się siły militarne tych dwóch nacji. Z militarnego punktu widzenia uwarunkowania geograficzne zawsze uniemożliwią Polsce bycie skutecznym buforem czy barierą międzynarodową. Aby być prawdziwie skutecznym, żaden bufor nie może być łatwy do obejścia; tak więc założywszy stałość obecnych granic na wschodzie i zachodzie, potrzeba by Polski sięgającej od Karpat po Bałtyk, by mogła wypełniać rolę skutecznej bariery. Najważniejsze byłoby, aby Galicja znalazła się pod tą samą władzą co Polska, by móc umiejscowić Karpaty w ramach południowej granicy. Na północy wymagania bezpieczeństwa są nie mniej obszerne. Już teraz wystająca nieregularnie prowincja suwalska zbliża terytorium Polski na odległość siedemdziesięciu-pięciu mil od morza, a cesja niewielkiego obszaru na północ od rzeki Memel (wraz z portem o tej samej nazwie) [11] skutecznie domknęłaby bramę Niemiec.

Obserwując zachodnią granicę Polski widzimy, że problem etnograficzny ma wielkie znaczenie i jest ogromnie złożony, niezbicie dowodząc też potrzeby bariery geograficznej jako pierwszorzędnego czynnika w podziale międzynarodowej własności. Bariera taka nie istnieje na zachodnim pograniczu Polski, w rezultacie czego jakkolwiek znaczny był zasięg niemieckiego napływu do Polski rosyjskiej, przeciwna imigracja Polaków z dorzecza Wisły do Niemiec była równie duża, jeśli nie większa. Na południowym-zachodzie jedynie skrawek Śląska zamieszkany jest przez Polaków w liczbie powyżej 50 procent populacji. Większość w skali prowincji śląskiej jest korzystna dla Niemiec; jednak niemal całość prowincji poznańskiej za Wisłą, jak i Prusy Wschodnie [12] w kierunku północnym w linii ciągnącej się po Bałtyk na zachód od Gdańska, są etnograficznie polskie, to znaczy Polacy, w liczbie od 50 do 100 procent populacji, niemal na pewno by tam przeważali. Na wschód od Gdańska, w dorzeczu dolnej Wisły, Polacy są w zdecydowanej mniejszości. Są również mniejszością w Prusach Wschodnich, gdzie jedynie na południowych obszarach prowincji (około jednej czwartej jej powierzchni) Polacy stanowią większość.

Gdyby problem zachodniej granicy Polski rozważać jedynie z czysto rasowego lub narodowego punktu widzenia (i nie byłoby obiekcji geograficznych), a o losach tej części Europy miałaby zadecydować „wola większości”, całość prowincji poznańskiej, a zapewne też Prus Wschodnich [12], zostałaby włączona do Nowej Polski, a granice prowincji zostałyby skonsolidowane i wyrównane do granic narodowych. Rozwinęłaby się wówczas nowa Polska rozciągnięta od Karpat po Bałtyk (zakładając rozszerzenie jej na południu o Galicję) i byłaby ona niewątpliwie najskuteczniejszym państwem buforowym między Niemcami a Rosją, jakie można wymyślić. Doprowadziłoby to zapewne do ogromnego rozwoju gospodarczego w Polsce, a Gdańsk zyskałby pierwszorzędne znaczenie handlowe.

Oczywistą trudnością jest wynikająca z tego pozycja prowincji Prus Wschodnich z Królewcem jako stolicą. Prowincja ta byłaby wówczas odizolowanym kątem Niemiec, odciętym przez polskie terytorium od reszty niemieckiego królestwa. Niemcy w żadnym wypadku nie będą rozważać takiego układu politycznego. Jedynym logicznym wnioskiem jest więc to, że wraz z końcem wojny Polska przejdzie z rąk Rosji do rąk Niemiec jako quasi-niezależny protektorat, chyba że alianci zachodni będą w stanie zainterweniować.

 

[1] Autor pisze Swkra.

[2] Działdowo, wówczas w Prusach Wschodnich.

[3] Autor pisze Orzyez.

[4] Autor używa typowo brytyjskiego terminu Crown Colony, określającego w ich tradycji kolonialne terytoria zależne od korony brytyjskiej, typowo zarządzane przez powołanego przez monarchę gubernatora.

[5] Autor pisze po prostu Posen, ale to tak nazwa prowincji jak i miasta, a mowa o regionach.

[6] Małymi literami i bez myślnika: national democratic. Ogólnie na podstawie stosowanego nazewnictwa ciężko określić, jakie pojęcie o polskich stronnictwach miał Holdich i na ile odnosi się do konkretnych organizacji.

[7] W zasadzie Polish Socialist Democracy, co nie pokrywa się z żadnym typowym tłumaczeniem nazwy polskiej partii. Jeśli autor pisze o konkretnej partii to chodzi może o PPSD.

[8] Nie odnalazłem źródła cytatu w tej formie („true national independence can only come through the common fight of all the peoples of Europe for final emancipation both political and economic”), choć przypomina różne odezwy, stąd ciężko określić kim był „Polski socjalista” przywołany przez autora.

[9] https://polona.pl/item/tymczasowa-rada-stanu-krolestwa-polskiego-inc-t-rada-stanu-powolana-do-pracy-nad,MzUzNjI1NjM

[10] Hasło Piotra Kropotkina z dziewiątej edycji Encyclopædia Britannica, którym zdaje się miejscami posiłkować autor, przy okazji opisu napływu niemieckich imigrantów na zachód od Wisły nazywa Łódź „polskim Birmingham”. Kropotkin komentuje przy tym, że staje się ono bardziej niemieckie niż polskie. Autor ewidentnie uznaje ten proces za dokonany (od wydania encyklopedii minęło zresztą ponad trzydzieści lat).

[11] Niemiecki Memel to oczywiście Niemen, której to polskiej nazwy autor używał wcześniej w tekście. Port, o którym mowa to Kłajpeda.

[12] Pomyłka autora, bo ewidentnie mowa o Prusach Zachodnich. Co ciekawe to jedna z dwóch (obok losów Henryka Walezego) pomyłek wytykanych autorowi przez znalezione przeze mnie recenzje książki.



tagi: granice polski  thomas holdich 

tomasz-kurowski
15 czerwca 2020 08:41
5     992    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

umami @tomasz-kurowski
15 czerwca 2020 12:36

Dzięki jeszcze raz. Tym razem protektorat zamiast bagniska. Quasi-niezależny. Znaczy się kondominium ;)

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @umami 15 czerwca 2020 12:36
15 czerwca 2020 13:30

Pod alianckim zarządem powierniczym?

zaloguj się by móc komentować

Jazgarz @tomasz-kurowski
15 czerwca 2020 14:10

Ale kwas...

​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​Biada człowiekowi, którego los zawisł od drugiego, ale dwakroć biada narodowi, co zawisł od interesu innego narodu. Narody sumienia nie mają. 

 

zaloguj się by móc komentować

umami @tomasz-kurowski 15 czerwca 2020 13:30
15 czerwca 2020 14:26

Wola większości decyduje ;) Na pewno kierowali się swoim interesem. A jak zapatrywał się dziadunio na granice Rosji i Niemiec? No i czy tylko wyspy wg niego są do obrony?

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @umami 15 czerwca 2020 14:26
15 czerwca 2020 23:36

Holdich w zasadzie nie omawia nigdzie granic Niemiec jako całości, rozważając je tylko fragmentarycznie przy okazji rozdziałów poświęconych ich sąsiadom, tak jak w przypadku Polski. Poświęca jeden z rozdziałów Alzacji-Lotaryngii, gdzie wprawdzie całym sercem popiera dążenia sojusznika do odzyskania terytoriów, ale jednocześnie stwierdza, że osłabią one - szczególnie Alzacja - francuską granice, gwarantując przy tym chęć rewanżu u Niemiec. Pułkownik odrzuca wartość rzek granicznych w ogóle i hołubi górzyste pozycje artyleryjskie, więc wymiana Wogezów na Ren to dla niego pomyłka. Od porządnych gór lepsza jest już tylko wyspa.

Co do Rosji to na zachodzie powtarza on wnioski z przetłumaczonego przeze mnie rozdziału: albo Polska jako niemiecki protektorat, albo (pod warunkiem absolutnej klęski Niemiec) odcięte od reszty Niemiec, izolowane Prusy Wschodnie, których sytuacja będzie z pewnością zagrażać pokojowi. Gdzie indziej, uznając rewolucyjne problemy Rosji za tymczasowe i wierząc w jej wykształcone kadry oficerskie, Holdich radzi, by Ententa popierała ewentualną rosyjską ekspansję, szczególnie kosztem Turków, za którymi pułkownik ewidentnie nie przepada. Konstantynopol oddałby jednak w ręce międzynarodowe, a nie rosyjskie. Na marginesie, przeglądając wojenną prasę uśmiechałem się nad cytatami z "wielkiego autorytetu w sprawach bliskowschodnich" Sir Thomasa Holdicha, że "Turek to doskonały dżentelmen, kiedy akurat nie topi żony albo nie masakruje niewinnych dzieci".

Na temat blisko- czy środkowo-wschodnich rubieży (między innymi) Rosji, rozwoju tamtejszych linii kolejowych, Persji, itd., Holdich pisze wyjątkowo obszernie i byłby to raczej temat na osobną notkę. Wszak pułkownik to wychowanek Wielkiej Gry i jest to "jego" pogranicze, któremu poświęcił znaczną część kariery. Europą zajął się trochę z doskoku.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować