-

tomasz-kurowski : człowiek od genomów ([email protected])

Dygresja pszenno-galicyjska

Jak wszyscy dobrze wiemy, na początku roku 1846 miała miejsce krwawa rabacja galicyjska. W tym samym czasie premier Wielkiej Brytanii Sir Robert Peel starał się przepchnąć kontrowersyjną ustawę znoszącą restrykcje w imporcie zbóż, czyli tak zwane „ustawy zbożowe” („Corn Laws”), wprowadzone i dotychczas popierane przez jego partię. Spowodowało to bunt w rządzącej Partii Konserwatywnej, na którym to buncie wypromował się przyszły premier Benjamin Disraeli, wówczas szeregowy poseł [1]. W bardzo bojowych przemówieniach Disraeli zarzucał premierowi niekonsekwencję i działanie sprzeczne z obietnicami wyborczymi, opisując działania rządu jako propozycję „wielkiej rewolucji społecznej”, podkreślając zagrożenia wynikające ze spadku cen zboża i uzależnienia od importów z zagranicy, znad Bałtyku. Charakteryzował też agitację przeciwników protekcjonizmu jako atak na angielskie ziemiaństwo [2], które miało stracić palmę pierwszeństwa na rzecz przemysłowców.

Premierowi udało się znieść ustawy zbożowe dopiero w czerwcu, przy poparciu opozycji. Przypłacił to jednak upadkiem swojego rządu i utrwaleniem rozłamu w Partii Konserwatywnej, która na długo straciła władzę i stabilność. Zwolennicy Peela i wolnego handlu połączyli się później z Whigami i Radykałami w Partię Liberalną, a buntowniczy zwolennicy protekcjonizmu z Disraelim na czele pozostali przy starym, konserwatywnym szyldzie. Jednak ustabilizować sytuację i zdobyć na dłuższy okres władzę udało im się dopiero w latach siedemdziesiątych, kiedy Wielka Brytania była już na dobre uzależniona od importów, a sprawę zbożowego protekcjonizmu dawno pogrzebano. Premier Disraeli nie próbował nawet jej odkopywać. Konsekwencje zniesienia restrykcji dla brytyjskiej pszenicy i chleba opisywałem niedawno, od nieco innej strony. W każdym razie brytyjski rynek istotnie zasypała tańsza pszenica z zagranicy, a angielscy posiadacze ziemscy istotnie stracili na znaczeniu na rzecz przemysłowców, których fabryki zasiliła tania siła robocza w postaci dawnych pracowników rolnych. Importowana pszenica pochodziła początkowo głównie z Niemiec i Rosji, zgodnie z bałtycką sugestią Disraeliego, ale wraz z postępującym na przestrzeni kolejnych trzech dekad podbojem brytyjskiego rynku przez zagraniczne uprawy, największy udział uzyskało zboże z Ameryki Północnej.

Ówczesny północnoamerykański boom w uprawach pszenicy, przynajmniej jeśli chodzi o pszenicę jarą, oparty był w znacznym stopniu o odmianę nazywaną „Red Fife”, lub po prostu „Fife”. Odmiana ta doskonale sprawdzała się w klimacie i na glebach Kanady oraz północnych Stanów Zjednoczonych. Dawała obfite plony wysokiej jakości zboża, wykazując się przy tym odpornością na rdzę i wytrzymałością na inne niedogodności. Nazwę nadano odmianie nie na cześć szkockiego hrabstwa Fife, ale na cześć pochodzącego stamtąd szkocko-kanadyjskiego rolnika, Davida Fife. Jego rodzina wyemigrowała do Kanady w roku 1820, gdy David miał piętnaście lat. Osiedlili się na dopiero wydzieranych naturze terenach leżących w obecnej prowincji Ontario. To z gospodarstwa Davida Fife odmiana rozpoczęła w latach czterdziestych podbój regionu, do lat siedemdziesiątych uzyskując powszechną akceptację. Na poziomie genetycznym ślady tego sukcesu widać do dziś, bo pszenicę Red Fife łatwo znaleźć w rodowodach wielu odmian; korzystał z niej również próbujący ulepszyć brytyjską pszenicę instytut Rowlanda Biffena z Cambridge, o którym pisałem niedawno. Badania genetyczne wykazały, że „Red Fife” to najważniejszy z przodków odmian chlebowej pszenicy jarej, które uprawiano na przestrzeni ostatniego wieku w Ameryce Północnej. Odpowiada za około 18% ich materiału genetycznego [3].

Skąd David Fife wziął to cudo? Sprawa obrosła różnymi legendami, ale wczesną i dość prawdopodobną wersję przedstawił listownie w roku 1861 sąsiad Fife’a, George Esson [4], na łamach czasopisma The Canadian Agriculturist [5], reagując na doniesienia o sukcesach odmiany w amerykańskim stanie Wisconsin:

Około roku 1842 David Fife z miasteczka Otonabee w Kanadzie Zachodniej [6] otrzymał za pośrednictwem przyjaciela z Glasgow w Szkocji pewną ilość pszenicy, pochodzącej z ładunku bezpośrednio z Gdańska. Ponieważ trafiła do niego tuż przed wiosennym zasiewem i jako że nie wiedział, czy to odmiana ozima, czy jara, pan Fife postanowił zasiać część tamtej wiosny i zaczekać na rezultat. Okazało się, że była to pszenica ozima, gdyż nie dojrzała, poza trzema kłosami, które najwyraźniej wyrosły z jednego ziarna. Zachowano je i zasiano w następnym roku w bardzo niesprzyjających okolicznościach, dość późno i w zacienionym miejscu, a mimo to okazały się przy żniwach całkiem wolne od rdzy, podczas gdy całość okolicznej pszenicy bardzo od rdzy ucierpiała. Plon ten starannie zachowano i powstała z niego odmiana pszenicy znana w Kanadzie i północnych Stanach pod różnymi nazwami jak Fife, Scotch i Glasgow. Ponieważ zdarzenia te miały miejsce w moim bezpośrednim sąsiedztwie i jestem blisko zaznajomiony nie tylko z osobą, która wprowadziła odmianę, ale i z okolicznościami, mogę ręczyć za poprawność opisu i, jeśli będzie trzeba, przedstawić niezbite dowody.

Powyższy opis sugeruje, że pojedyncze ziarna pszenicy jarej mogły być wymieszane z pszenicą ozimą i to one dały początek odmianie. Opis mógł też jednak służyć za podstawę wymyślnych spekulacji, że odmiana stanowiła jakąś nową hybrydę czy mutację, powstałą dopiero w Kanadzie. Kwestię tę rozsądził Charles Saunders, naukowiec pracujący nad uszlachetnianiem kanadyjskich odmian i badający w tym celu porównawczo próbki pszenicy sprowadzane z całego świata. W roku 1905 potwierdził on, że „Red Fife” jest tożsama z odmianą pszenicy uprawianą w Galicji [7], w literaturze anglojęzycznej nazywaną „Galician” lub „Halychanka”. Zapewne naprawdę wyruszyła na zachód z Gdańska. Polską pszenicę spławiano tam wszak na eksport od setek lat.

Oznacza to, że kiedy Disraeli w końcu został premierem, brytyjski rynek faktycznie uzależniony był – w pewnym stopniu i sensie – od zboża znad Bałtyku, zgodnie ze scenariuszem przedstawianym przez polityka ponad dwadzieścia lat wcześniej, w trakcie bojowej debaty, która toczyła się równolegle z rabacją galicyjską. Część tego zboża pokonała jednak wyjątkowo okrężną drogę: z nieszczęśliwej Galicji lat czterdziestych, przez Gdańsk, Glasgow, Kanadę Zachodnią, dalej przez sąsiednie terytoria Ameryki Północnej, i dopiero stamtąd na Mark Lane, londyńską giełdę zbożową.

 

[1] Piszę „szeregowy”, ale George Campbell opisał w tej sytuacji Disraeliego jako „podporucznika podczas wielkiej bitwy, w której każdy wyższy rangą oficer został ranny lub zginął”. Większość sprawnych mówców i poważnych notabli Partii Konserwatywnej lojalnie stanęła bowiem w tej debacie po stronie premiera, przez co Disraeli wyszedł na twarz i usta protekcjonizmu. Cytowany opis nie jest bynajmniej życzliwy – George Campbell gardził Disraelim i starał się wykazać, że jego kariera wyrosła wyłącznie z łutu szczęścia i oportunizmu.

[2] To sformułowanie o ataku na ziemiaństwo wywarło na mnie szczególne wrażenie, bo pojawia się w przemówieniu Disraeliego z dnia 20 lutego - dzień po początku rabacji. Wcześniejszą mowę, o podobnym wydźwięku, Disraeli wygłosił w styczniu. Ostrzegam, że hansardowa wersja tego styczniowego przemówienia jest przemieszana z tekstem listu otwartego Johna Russella, co utrudnia czytanie. Coś poszło nie tak z digitalizacją.

[3] Tu publikacja na ten temat: https://link.springer.com/article/10.1007/BF00417953

[4] Rodziny Essonów i Fife’ów wyemigrowały ze Szkocji do Kanady na jednym statku. George Esson i John Fife, ojciec Davida, byli w podobnym wieku i jeszcze w Szkocji mieszkali po sąsiedzku. W Otonabee zajęli sąsiednie działki i razem je karczowali. Pisząc list, Esson miał już 84 lata. Link do historii rodziny: https://trentvalleyarchives.com/wp-content/uploads/2018/12/HGTV-August-2013-copy-b.pdf

[5] Dostępny online skan oryginalnego źródła jest dość niskiej jakości. List łatwiej przeczytać w „Essays on Wheat” Bullera.

[6] Kanada Zachodnia (Canada West) była częścią kolonialnej Prowincji Kanady, odpowiadającą dzisiejszemu Ontario (a przed rokiem 1841 - Górnej Kanadzie), między Wielkimi Jeziorami a Zatoką Hudsona, dużo bliżej wschodniego niż zachodniego wybrzeża.

[7] Raport złożony Izbie Gmin Kanady: https://archive.org/details/hccapp40190503uoft/page/216/mode/2up



tagi: rabacja galicyjska  benjamin disraeli  pszenica  david fife  charles saunders  robert peel 

tomasz-kurowski
23 lipca 2024 06:00
22     1417    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

tomasz-kurowski @tomasz-kurowski
23 lipca 2024 06:12

Poniżej tabelka procentowego udziału przodków odmian chlebowej pszenicy jarej uprawianych w Ameryce Północnej, z publikacji w trzecim przypisie. Początkowo chciałem ją umieścić w notce lub samym przypisie, ale ostatecznie wklejam ją w komentarzu, bo zdradza zakończenie tekstu:

zaloguj się by móc komentować

ArGut @tomasz-kurowski 23 lipca 2024 06:12
23 lipca 2024 07:52

Ciekawe to zestawienie. DURUM - pszenica twarda to 9,7% a EMMER - pszenica płaskurka to 8,5%

Prawie idealny Paretto :)

zaloguj się by móc komentować

jan-niezbendny @tomasz-kurowski
23 lipca 2024 08:02

Bardzo ciekawa notka. Żeby jednak nie pozostało wrażenie, że chodziło tylko o walkę dwóch grup posiadaczy o zasoby taniej siły roboczej, warto przypomnieć szerszy kontekst polityczno-społeczno-przyrodniczy. Wprowadzając ustawy zbożowe w 1815 roku dla ochrony cen rodzimych zbóż, nie przewidziano - bo to był absolutnie nieprzewidywalny "czarny łabędź" - nadejścia "Roku bez lata". A i tak ówczesne komplikacje dla części Królestwa stały rzewnym wspomnieniem w obliczu klęski zarazy ziemniaczanej i wielkiego głodu w Irlandii. Ten ostatni dramat prawdopodobnie przechylił szalę w sporze o zniesienie ceł ochronnych.

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @jan-niezbendny 23 lipca 2024 08:02
23 lipca 2024 10:33

Słów parę nieco poza tematem. Jak już wspominałem kilkakrotnie, tzw. "rok bez lata", przy czym nie 1816, lecz raczej kilka "lat bez lata" (535-539) pozostają niezauważane wśród "historyków" jako poważna przyczyna zmian społeczno-gospodarczych, wręcz kataklizmów cywilizacyjnych, na rozległych obszarach Europy północnej, upadku różnych "kultur" i pojawienia się w ich miejsce "kultur" znacznie bardziej prymitywnych, co skrzętnie wykorzystują różni "badacze" do "dowodzenia" tez, przydatnych w polityce historycznej Niemiec. Taki jest zapewne rodowód pojęcia "wędrówek ludów", któremu chyba niesposób zarzucić braku słuszności w sferze faktów, choć można i należy zarzucić taki brak w sferze inerpretacyjnej. W szczególności niesłuszne są oczywiście, kultywowane nadal w oficjalnej "nauce" w Polsce (jako historyk amator "znam" te twierdzenia choćby z teleturnieju "Jeden z dziesięciu"), twierdzenia o porzuceniu ziem obecnie polskich przez "plemiona wschodnio-germańskie" i późniejszym zajęciu przez Słowian, nie wiadomo skąd przybyłych, i "ekspresowym" przez nich zasiedleniu w tempie, którego króliki mogłyby pozazdrościć. Te wschodnio-germańskie plemiona, istnieniu których i ich wędrówek ku cieplejszym krainom trudno byłoby zaprzeczyć, interpretowane są przez rzeczonych "historyków" nie jako plemiona ze wschodniej Germanii (w sensie geograficznym w rozumieniu ustalonym przez Tacyta), lecz jako germańskie w sensie etnicznym i zamieszkujące te tereny w czasach, gdy etnos, nazwany później "germańskim", ledwie co się dopiero uformował w Skandynawii i zaczął rozprzestrzeniać w Europie zachodniej. Celem tej fałszywej kombinacji jest oczywiście m.in. usprawiedliwienie polityki Drang nach osten.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @ArGut 23 lipca 2024 07:52
23 lipca 2024 14:52

Przodków o udziale poniżej 1% pominięto, więc całość może składać się nieco inaczej, ale to ciekawe liczby. Artykuł jest niestety z 1996 i używa dość archaicznych z dzisiejszej perspektywy metod, formułując wyniki na podstawie rodowodów, a nie genotypowania / sekwencjonowania genomów, co dość tanio można robić dzisiaj. Takie podejście trochę idealizuje sytuację i pomija niektóre efekty rekombinacji i selekcji. Nie znalazłem podobnego zestawienia na podstawie nowoczesnych danych, ale byłoby to do wykonania.

Problem zilustruję tak: wszyscy mamy 50% materiału genetycznego ze strony matki, a 50% ze strony ojca, ale już na etapie dziadków rozkład nie jest dokładnie po 25%... A nas żaden hodowca nie wybiera celowo na podstawie cech, które podobały mu się w przodkach.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @jan-niezbendny 23 lipca 2024 08:02
23 lipca 2024 14:59

Wolta w stanowisku Peela faktycznie raczej tłumaczona jest w kontekście sytuacji w Irlandii i ten wątek również był obecny w debacie. To zresztą nie był pierwszy raz, kiedy Peel nagle zmienił zdanie na przeciwne do "tradycyjnego" stanowiska Torysów, bo z katolicką emancypacją było podobnie, choć nie był wtedy jeszcze premierem. Disraeli charakteryzował sytuację w opisany sposób, bo taką sobie budował platformę polityczną.

W zasadzie w oryginalnym tekście (bo to drugi tekst powstały ze skrawków wykrojonych z notki o chlebie z Chorleywood) pobieżnie wiązałem ten kryzys Partii Konserwatywnej z biężączką, to znaczy obecnym jej kryzysem. Związek z galicyjskim rodowodem północnoamerykańskiej pszenicy wyszedł przy edycji. Więc dziś mamy dwie dygresje w cenie jednej, połączone zbieżnością dat i treścią przemów Disraeliego.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @tomasz-kurowski
23 lipca 2024 18:40

Mowy Disraeliego są trochę za długie i za męczące, by naprędce przekładać je w komentarzach, ale dam jeszcze krótki przykład stylu, w jakim atakował premiera. Popisowy fragment ze styczniowego przemówienia:

Oparliśmy się umiarkowanej propozycji Whigów. Odrzuciliśmy ją, ufając doświadczeniu owej wprawionej osobistości dżentelmena, który służył czterem monarchom. Byliśmy na tyle zaślepieni, by wierzyć, że dżentelmen o tak wielkich zdolnościach, o tak wieloletnim doświadczeniu obdarzony tak wielkimi atutami, nie może popełniać wielce rażących i namacalnych błędów. Przyjęliśmy go za przywódcę, by święcić triumf protekcji; teraz mamy uczestniczyć w jej katastrofie. Oczywiście głównymi żałobnikami będą Whigowie. Nie mogą nie opłakiwać swojego niewiniątka, choć poronionego; ale nasze było dorodnym dzieckiem. Któż zapomni, jak niania je bawiła i głaskała? Cóż za urocze maleństwo! Przepyszne cudeńko! Ależ kwitnące! Któż widział taką młodziutką śliczność? Taki panował ton, niewinna paplanina. A potem niania, w przypływie patriotycznego szału, roztrzaskała mu mózg i zeszła zdać panu z panią domu relację z tego strasznego morderstwa. Była przy tym niania osobą o bardzo zrównoważonym charakterze, niepijącą; nie okazywała też żadnych emocji, aż do niedawna, gdy zaatakowała protekcję. Co za niewdzięczność! Bóg wie, że byliśmy więcej niż posłuszni – byliśmy służalczy.

zaloguj się by móc komentować

ArGut @tomasz-kurowski 23 lipca 2024 14:52
24 lipca 2024 07:27

Fakt podliczyłem i wyszło, w mojej opini, że nawet bardziej dbają o różnorodność ale zwiększają udział 8 podstawowych odmian

Podsumowanie 3 tabelek

>A nas żaden hodowca nie wybiera celowo na podstawie cech, które podobały mu się w przodkach.

Fakt! Ale są "techniki", żeby "wybrać" płeć i "wybrać" zasób po przodkach (dziadkach i dalej). Mam taką obserwację, że płeć jest niezależna od materiału i ekspresji genetycznej zasobów po przodkach (dziadkowie i dalej), a matki i dzieci czują się lepiej jak pierwszym dzieckiem jest dziewczynka. 

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @ArGut 24 lipca 2024 07:27
24 lipca 2024 14:12

Zażartuję, że można to odwrócić i to przodkowie trochę zależą od płci... rodziców :)

Częstotliwość rekombinacji jest bowiem różna dla komórek jajowych i plemników. Genomy dziadków ze strony matki są "dokładniej wymieszane" od genomów dziadków ze strony ojca. Jeśli dobrze pamiętam (nie siedzę raczej w ludzkiej genomice, a i w niej to szkopuł), to odchylenie standardowe w pokrewieństwie z dziadkami ze strony ojca odpowiada jakimś czterem punktom procentowym, a ze strony matki bliżej trzem. Na skalę populacji uśrednia się to do tych 25%, ale tak naprawdę każdy z nas jest o te kilka punktów procentowych bliżej / dalej spokrewniony z każdym z dziadków / babć. W typowej sytuacji najbliżej nam do któregoś z rodziców ojca i odpowiednio - najdalej do drugiego z rodziców ojca.

U ludzi to drobny efekt i raczej tylko ciekawostka, ale u niektórych gatunków (np. u motyli) rekombinacja zachodzi tylko u jednego z rodziców. Biedny motyl ma w pewnym sensie tylko trzech przodków dwa pokolenia wstecz :)

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @tomasz-kurowski
14 września 2024 20:08

Hej,

Arcyciekawy tekst napisałeś, bardzo żałuję, źe nie dotrę na konferencję. 

Chciałbym przy okazji o coś zapytać eksperta :). Co sądziśz o badaniach eksperymentalnych średniowiecznych upraw opisanych w poniższym artykule ?

Dość mocno miesza to w stereotypowej wizji plonów na poziomie 3-4 ziaren z jednego wysianego.

MEDIAEVAL CEREAL YIELDS:  AN EMPIRICAL CHALLENGE Dr. Peter J. Reynolds In press: Acta Medievallana, Barcelona 1998 

http://www.butser.org.uk/medieval%20cereals.pdf

 

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @Zyszko 14 września 2024 20:08
15 września 2024 13:46

Akurat od zbóż słaby ze mnie ekspert, jedynie troszeczkę pracowałem z ekspertami i nieco przy tym doczytałem; może muszę im przekazać link ;)

To nie moja działka, ale trzeba by się wgryźć w źródła, na których opiera się ten stereotyp 3-4 ziaren. Z tego, co rozumiem, Reynolds sugeruje, że te liczby to nie tyle pełen plon, a pewna kalkulacja ekonomiczna, w sensie na przykład zysku właściciela majątku, z którego potrącono już koszta wykarmienia / opłacenia w naturze siły roboczej.

Jeśli już mam się czepiać samej pracy i wyników, które zasadniczo uważam za bardzo sensowne, to najbardziej dziwi mnie, że Reynolds używa siewników. Sam pisze na początku, że chronią one przed ptakami, które wskazuje jako największe źródło strat. Uzasadnia te siewniki lepszą kontrolą ilości sianych nasion, co nie do końca mnie przekonuje, bo przecież i tak powinno to się dać zmierzyć innymi metodami. Zakładam, że w toku wieloletniej pracy testował i podejście imitujące ówczesne metody zasiewu i na tej podstawie uznał, że może to tu zaniedbać. Trochę mnie to jednak kłuje w oczy przez własne doświadczenia z tym, że biolodzy i ogólnie ludzie od "mokrej roboty" w laboratorium czy polu lub szklarni często projektują eksperymenty pod kątem (względnej) łatwości wykonania. Potem niektóre "braki" czy "uproszczenia" sprawiają bardzo duże problemy przy analizie wyników (a to już moja działka...), a do tego jeszcze w publikacji trzeba je uzasadnić. Oczywiście zgadzam się tu jednak z Knuthem, że biolodzy i tak zasługują na wiele uznania za to, że potrafią przez to wszystko brnąć. Ja to mam łatwo, bo dostaję gotowe wyniki na komputerze, a potem mam czelność narzekać! :)

Poza powyższym można by jeszcze skomentować, że to wyniki z pierwszych kilku lat, nowym(-udającym-stare) zbożem na ziemi, która bezpośrednio wcześniej chyba leżała odłogiem. Zazwyczaj na początku plony są lepsze. Potem ziemia z jednej strony częściowo się wyjałowi, a z drugiej lokalne chwasty i inne szkodniki czy patogeny będą się z czasem dostosowywać do nowego reżimu. Dochodzą jeszcze trudne do oszacowania efekty różnic między stosowanymi odmianami a tymi faktycznie historycznymi, plus różnice klimatyczne. Uwzględnienie tego wszystkiego razem pewnie pociągnęłoby wyniki w kierunku kwestionowanego przed Reynoldsa stereotypu. Trudniej jednak odpowiedzieć jak blisko, bo te 3-4 ziarna to faktycznie bardzo mało. Stąd, jak napisałem na początku, trzeba by też się przyjrzeć źródłom stereotypu i dla równowagi zastanowić, co im można powytykać.

zaloguj się by móc komentować

jan-niezbendny @tomasz-kurowski 15 września 2024 13:46
15 września 2024 17:14

Na chłopski rozum dwie rzeczy proszą o doprecyzowanie. O jakim stereotypie mówimy? Czy chodzi o niekwestionowany albo tylko marginalnie kwestionowany konsensus wśród badaczy? Czy w ogóle ma sens podawanie takiej (średniej?) wartości przy sporym przecież zróżnicowaniu warunków klimatyczno-glebowych w czasowym i przestrzennym wymiarze tego, co nazywamy europejskim Średniowieczem? To jest jednak parę milionów km2 i tysiąc lat, a gdzieś w tym przedziale czasu jakaś "rewolucja rolnicza". Na zapytanie "medieval"+"agricultural revolution" Google Scholar zwraca 12600 wyników.

Nie znam średniowiecznych traktatów o rolnictwie (co nie znaczy, ze ich nie ma), ale posłużę się danymi nieco dawniejszymi.

Warron: „...położenie i rodzaj gleby są tak ważne, że to samo ziarno w jednym regionie daje dziesięciokrotny plon, a w innym piętnastokrotny - jak w niektórych miejscach w Etrurii. W okolicach Sybaris w Italii, jak powiadają, normalny plon wynosi nawet sto (!) do jednego, a podobny plon odnotowano w pobliżu Gadary w Syrii i w okręgu Byzaceny w Afryce. Duże znaczenie ma również to, czy siew odbywa się na dziewiczej glebie, czy ziemi uprawianej co roku (restibilis), czy ugorowanej (vervactum)."

Trochę, ale niewiele później Cyceron szacuje stosunek ziarna wysianego do zebranego na 1:10 w okolicy Leontinum na Sycylii, ale to wynik rekordowy, który należy przypisać wyjątkowej przychylności bogów. Normalnie w pomyślnych latach jest to 1:8. 

Jednakże w następnym stuleciu Columella pisze, że trudno przypomnieć sobie, kiedy uzyskano plon czterokrotny "przynajmniej w większej części Italii". Dlatego ​uważa, że uprawa winorośli jest bardziej pracochłonnym, ale dużo bardziej dochodowym użytkiem, jaki można zrobic z ziemi. Być może ziemia italska (poza Sycylią i Wielką Grecją) nie najlepiej nadawała się pod uprawę pszenicy w tamtym okresie. Trudno rozstrzygnąć, czy Columella był większym realistą, czy też warunki znacznie sie pogorszyły. Rzym w każdym razie, jesli chodzi o zaopatrzenie w pszenicę, polegał na dostawach z Egiptu, a nie na miejscowym rolnictwie. Dlatego w okresie cesarstwa mógł rozrosnąc się do rozmiaru milionowego miasta. W Średniowieczu, kiedy regularny, dalekomorski handel zbożem był tylko wspomnieniem, żadne miasto nawet nie zbliżyło się do takiej wielkości populacji.

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @jan-niezbendny 15 września 2024 17:14
15 września 2024 18:27

Wydaje mi się, że ma chodzić o stereotyp dotyczący wyjątkowo niskiej wydajności rolnictwa w średniowieczu względem tak czasów starożytnych i nowożytnych. Zyszko konfrontował się w "Dobrych czasach" z różnymi stereotypami, więc może powie coś więcej. Ewentualnie można zajrzeć do prac z lat siedemdziesiątych, na które powołuje się Reynolds.

Co do tej gleby dziewiczej / restibilis / vervactum to ważne rozróżnienie w związku z tym, co napisałem pod koniec mojego poprzedniego komentarza.

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @tomasz-kurowski
15 września 2024 20:10

Dzięki za odpowiedź. Wszystkie książki naukowe o średniowieczu podają te 3 -4 ziarna z jednego jako fakt bez powołania się na konkretne źródło, Natomiast  Reynolds prowadził badania praktyczne, które wydają mi siędużo bardziej sensowne, mimo wątpliwości. 

Przyjmując najniższą liczbę pędów w roślinie na poziomie trzech i w każdym kłosie 40 ziaren mamy 120 ziaren z jednego wykiełkowanego,

Gdyby inni naukowcy mieli rację oznaczałoby to, że 1 na 30 lub 1 na 40 ziaren zasianych wyrasta. To mi się wydaje absurdem. Nawet jeśli ptaki miałyby większość wydziobać to 3% "przeżywalności" nie brzmi jak uprawa.

Zbiory średniowieczne określa się na poziomie 400kg/ha czyli 40g /m2. Jeśłi jeden kłos waży 1,25g to oznacza 30 kłosów na 1m2 czyli 10 roślin na m2.  Obecnie norma przy słabych glebach to jakieś 160 roślin/m2 .

Generalnie założenia reszty naukowców oparte na wątłych tekstach źródłowych są niewiarygodne, natomiast u Reynoldsa zbytnio zbliżają się do obecnych zbiorów ( dla pszenicy 3-4 tony/ha)

 

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @jan-niezbendny 15 września 2024 17:14
15 września 2024 20:17

Mówimy o stereotypie niskich zbiorów we średniowiecznym rolnictwie (na poziomie 3 ziaren z jednego wysianego) i późniejszej "rewolucji" późnośredniowiecznej, która zmieniła ten stosunek na 1 do 5.  Powtarzają to w zasadzie wszystkie polskie opracowania dotyczące średniowiecznego rolnictwa. Ale nie podaje się nigdy skąd te wyliczenia, dlatego uważam, że to stereotyp a nie fakt.

Revolucja w sposobach upraw, płóg, konie pociągowe i trójpolówka to fakty. Natomiast wielkość zbiorów określana na podstawie nikłych źródeł już niekoniecznie.

zaloguj się by móc komentować

jan-niezbendny @Zyszko 15 września 2024 20:17
15 września 2024 21:31

Nie przeliczałem sam, ale z tego, co znalazłem, to na podstawie Columelli (on szczegółowo omawia, ile modii ziarna takiego czy innego zboża należy wysiać na iugerum ziemi takiej czy innej jakości i co sądzą na ten temat wcześniejsi autorzy) można oszacować plony pszenicy w Italii w I w. n.e. na 500 kg/ha, co mniej więcej zgadza się z tą sterotypową średniowieczna wydajnością. Zastrzeżenia metodologiczne do badań lub raczej eksperymentów Reynoldsa wyraził już ekspert (od badan naukowych jako takich, jeśli nie od zbóż ;). Ja zwrócę uwagę na inny aspekt: takie eksperymenty opierają sie na milczącym założeniu, że jeśli my jesteśmy w stanie robić coś środkami dostępnymi w zamierzchłych wiekach, to i ludzie wówczas żyjący mogli robić i na pewno robili to samo. Tak Heyerdahl "udowodnił", że Indianie amerykańscy skolonizowali Polinezję. Tymczasem to nie jest żaden dowód pozytywny. Dam przykład z jakiegoś videocastu z YouTube'a. W porównaniu ze skrzynką na drągach noszoną przez dwóch ludzi taczki są niesamowitym wręcz postepem w technice przemieszczania ciężarów. Chińczycy znali je 2000 lat p.n.e. i w zasadzie nic nie stało na przeszkodzie, aby tak prostym urządzeniem posługiwali się Egipcjanie, Hindusi, Rzymianie, czy budowniczy romańskich kościołów. A jednak poza Chinami nie ma śladu taczek aż do XII wieku! Tak więc plony osiągnięte dzisiaj przez Reynoldsa - nawet gdyby naprawdę dokładnie odwzorował średniowieczną agrotechnikę - niekoniecznie muszą prowadzić do trafnych wniosków na temat przeszłości.

Co do pługu zamiast sochy i koni pociągowych zamiast wołów, to na pewno sprzyjały one ekstensywnemu rozwojowi upraw (przez powiększenie dającego sie obrobić areału i wejście na dotychczas niedostępne uprawie cięższe gleby), ale niekoniecznie wydajności z ha. Bilans i tak był pozytywny, mimo że mniej intensywna uprawa mogła nawet prowadzić do jakiegoś spadku plonów z jednostki powierzchni. Trójpolówka? W sensie bardziej ekonomicznego wykorzystania dostepnej ziemi to jest postęp, ale przy dwupolówce ziemia odpoczywa częściej, co prawdopodobnie lepiej służy plenności zbóż - oczywiście w tych latach, kiedy się je wysiewa.

zaloguj się by móc komentować

Zyszko @jan-niezbendny 15 września 2024 21:31
16 września 2024 08:34

Tak więc plony osiągnięte dzisiaj przez Reynoldsa - nawet gdyby naprawdę dokładnie odwzorował średniowieczną agrotechnikę - niekoniecznie muszą prowadzić do trafnych wniosków na temat przeszłości.

Tak, niemniej wnioskowanie z nikłych  średniowiecznych tekstów wydaje mi się dużo bardziej ryzykowne.

Wracając do konkretów 500kg/ha to może być prawda - pytanie ile było potrzeba na zasiew. Jeśli Ok 60kg (jak u Reynoldsa) to mamy wydajność na poziomie 1do 8 co brzmi dużo bardziej prawdopodobie (w obecnych czasach jest to ok. 1 do 20).

A obrazowo - 60kg/ha to ok. 200 ziaren na m2. Z tego zgodnie ze średniowiecznymi standardami 25% kiełkuje. 50 roślin na m2 to już wygląda jak pole a nie ugór :)

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Zdzislaw 23 lipca 2024 10:33
16 września 2024 09:14

porównaj.;

https://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/appendix-do-sieg-heil-dioklecjan

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @stanislaw-orda 16 września 2024 09:14
16 września 2024 10:00

Ja tam wiem jedno: tutaj na SN notki i wszelkie dyskusje pod nimi są na poziomie w porównaniu z innymi portalami,więc porównanie jest...nawet jak komentatorzy wnoszą odmienne zdanie. Dyskusja ma sens jeśli rozmówcy mogą się czegoś od siebie nauczyć i wnoszą wartości,których nie znajdujemy w tym co nam serwują politycy i polityczne "uczone łby"... Wiedziałam,że pan nie spuszcza z oka z SN i dobrze...

zaloguj się by móc komentować

jan-niezbendny @Zyszko 16 września 2024 08:34
16 września 2024 12:07

Uściślając, ja wnioskowalem (właściwie nie wnioskowałem, bo średni stosunek 1:4 dla pszenicy jest tam podany wprost) z traktatu napisanego jeszcze w starożytności, jako że akurat ten tekst znałem, ale to jest naprawdę szczegółowe, rzetelne i wiarygodne źródło. Columella to nie Pliniusz, który zbierał (nie zawsze krytycznie) wszystkie wyczytane i zasłyszane wiadomości na każdy temat pod słońcem, tylko fachowiec o ścisłej specjalizacji i niemałej praktyce w sprawach rolniczych. Otóż jesli chodzi o ilość wysiewanego ziarna, to pisze on tak: "Iugerum żyznej ziemi zwykle wymaga czterech modii pszenicy; ziemia średniej jakości, pięciu; potrzeba dziewięciu modii płaskurki, jeśli gleba jest żyzna, i dziesięciu, jeśli jest przeciętna”. To daje jakieś 128 kg/ha (podaję cudze wyliczenia, bo mnie wychodzi trochę więcej, ale mogę się mylić) dla pszenicy na żyznej ziemi. Pamiętajmy, że chodzi o "większą część Italii" i że dla Columelli wynik 1:4 to dobry powód, by rozważyć rezygnację z pszenicy na rzecz innych upraw.

Jednym z podobno ważniejszych traktatów średniowiecznych jest "Gospodarstwo" ("Le dite de hosebondrie") Waltera z Henley, ale nie wiem, czy znajdziemy tam tak ładnie podane i przydatne informacje. O ile mi wiadomo, szacunki robi się raczej pośrednio, np. na podstawie zachowanych ksiąg rachunkowych. 

Spójrzmy jednak na interesujący nas okres z drugiej, że tak powiem, strony osi czasu. Hiszpania, wiek XIX. 

A to już są czasy prawdziwej rolniczej rewolucji i zresztą postęp widoczny jest gołym okiem. Jeśli w pierwszej ćwierci XIX wieku średni wskaźnik w tym regionie wynosił 1:5, a przynajmniej raz zdarzył się rok, w którym spadł on do 2,35, to szacunki dla wieków średnich jeśli nawet nie stają się pewniejsze, to przynajmniej nie wydają się absurdalnie niskie.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować